Archive for różne – poprzeczne i podłużne

Królestwa trolli telewizyjnych

Lubię swobodne dryfy myślowo-youtubowo-wikipediowe. Powiedzmy, że moja myśl omsknęła się o wspomnienie wpisu osakany, ale zasadniczo winą za moją notatkę należy obarczyć kabaret Mumio, który pokazał taki oto skecz nawiązujący do krytyków filmowych, w tym również do Kałużyńskiego. Który to Kałużyński nigdy mym idolem nie był. Ale przyjemnie się oglądało film dokumentalny o nim z nim w roli głównej Pół życia w ciemności.
Jednak obraz jaki się wyłania z tego filmu pokazuje człowieka samotnego i smutnego. Owszem, on zapewne twierdził, że jest szczęśliwy i ja jemu uczucia szczęśliwości albo przynajmniej kontentości nie odmawiam. Moja wersja życia po prostu przewiduje inne priorytety. No ale trzeba przyznać, że człowiek był niezły, mając ciągle odwagę do wygłaszania swojego zdania.
Oczywiście nie byłabym kobietą gdybym, ach, nie sprawdziła, o co biega z jego żoną, więc w tym miejscu wkracza wikipedia. A tam news, że on nie tylko miał żonę Eleonorę Griswold, ale też – a nawet wcześniej – Julię Hartwig, siostrę TEGO Edwarda Hartwiga, którego – cóż za zbieg okoliczności – niedawno wikipediowałam, bo w radiu mówili, że ma być wystawa zdjęć innych fotografów ku czci Edwarda. Chciałam sprawdzić, cóż za cuda wyczyniał bez fotoszopa. Nie, raczej jego fotografia do mnie nie przemawia. Ale to akurat nie ma nic do rzeczy. Do rzeczy ma natomiast fakt, że świat jest malusieńki, a Lublin w szczególności. Ciekawe, że na wiki w haśle Julii Hartwig nie ma słowa o Kałużyńskim. Ja jej tam w biografii grzebać nie będę.
Z Zygmunta Kałużyńskiego skojarzenia zgrabnym dryfem przeskoczyły na innego przedstawiciela tego samego pokolenia, czyli na Marcela Reich-Ranickiego. Jedyne dwa lata młodszy i z równie niewyparzonym dzióbkiem, tyle że jego dziedziną jest literatura. Jak stwierdziła Sigrid Löffler:

Obecnie jest bardziej prominentny niż większość autorów i książek, o których się wypowiada.

Coś w tym jest, bo pamiętam, że oglądałam „skandaliczny” odcinek Kwartetu i nie zapamiętałam, że chodziło o książkę Murakamiego. Zresztą Murakami nie był wtedy dla mnie żadnym pojęciem. Nadal nie jest ^_^ A omawianej książki, czyli Na południe od granicy, na zachód od słońca nie mam zamiaru czytać, bo wydaje mi się, że bardziej podchodzi mi ocena Sigrid Löffler niż pozostałych panów. Faceci ;p Zresztą nieważne.

Ach, kolejny satysfakcjonujący dryf~~

Leave a comment »